sobota, 27 października 2012

Rozdział 12

Cato : Glimmer nic ci nie jest!
Ja : Ledwo żyje.
Cato : Przepraszam że tak długo! Po prostu...
Ja : Ciii... Pocałuj mnie...
Cato nachylił się do mnie i pocałował. Jeśli mam być szczera to to była najmilsza rzecz jaka mi się przydażyła na Igrzyskach...
Cato : Kocham cię.
Ja : Też cię kocham.
Cato : Nie dojdziesz sama do obozowiska. Zaniosę cię.
Szliśmy gdzieś z 10 min. nie odzywając się do siebie.
Ja : Cato...A jeśli nie przeżyjemy Igrzysk.?
Cato . Nie dopuszczam do siebie takich myśli.
 Ja : Obiecaj że do końca Igrzysk będziemy razem.
Cato : Obiecuję.
Jeśli Cato mi to obiecał to tak będzie.
Wreszcie przyszliśmy do obozowiska.
Clove : Cato gdzie ty tak długo byłeś. Acha to znowu ona. Przez nią zginiesz.! Gdzie ten stary Cato...
Niech zgadnę to Thresh ją zaatakował.? Biedulka.
Clove zaczęła się podejrzanie uśmiechać.
Cato : To ty go na nią nasłałaś.!!! Clove przegięłaś!
Cato pomógł mi wstać  ,  wziął nasze rzeczy i jeszcze mnie na ręce. Dziwnie się czuje...Niesie nasze bagaże i w dodatku mnie! No ale nie mogła bym sama iść.
Ja : Cato mamy coś żeby opatrzyć mi rany.?
Cato : Mamy bandaże...spirytus i lekarstwa. Zapomniałem ci opatrzyć ran.
Cato najpierw opatrzył mi nogę. Wylał spirytus.
 -Ałć! Ale szczypie.!
Cato : Musisz wytrzymać.
Jak wiadomo spirytus potwornie szczypie. Potem posmarował maścią i obandażował. Z resztą ran zrobił tak samo , prócz z moim policzkiem. Tam tylko przykleił plasterek. Ruszyliśmy w dalszą podróż. Szliśmy tak z 20 może nawet 40 min.
Cato : Tutaj jest odpowiednie miejsce.
Wyjęłam i zjadłam z torby królika , popijając wodą. Zaczęło się ściemniać. Wyświetliła się flaga Kapitolu. Nikt nie zginął. Położyłam się na Cato. Koniec dnia 3...


2 komentarze: